
Pełni entuzjazmu wsiedliśmy do autokaru i po około godzinie byliśmy już na Słowacji. Początkowo nie wiadomo było w którą stronę pójść, czy też szukać autobusu do hostelu. Po przejściu przez centrum zdecydowaliśmy się na taksówkę. Po kilkunastu minutach jazdy i błądzenia trafiliśmy do noclegowni (bardzo adekwatna nazwa). Powiem wam, że nocowałam w różnych miejscach, ale słowacka "izba" pozostanie w mojej pamięci na zawsze. Na szczęście bardzo blisko znajdował się przystanek autobusowy. Po kilku perypetiach dotarliśmy na dworzec kolejowy, a później do centrum. Po drodze minęliśmy pałac prezydencki i park z osobliwymi instalacjami.


Drugi dzień to w pierwszej kolejności wizyta w galerii handlowej, gdzie miło chodziła klimatyzacja i... fotele masujące. Po południu zrobiliśmy sobie wyprawę na Stare Miasto. Obejście go nie było czasochłonne, ale za to bardzo przyjemne. Dopiero tu można było dostrzec piękno tego miasta. Bez żalu jednak spakowałam swoje rzeczy i wróciłam do Wiednia. Bratysława była dla mnie miastem "na raz". Bez zmian pozostaję szalenie zakochana w stolicy Austrii :)
Niewątpliwie dużym plusem Bratysławy są ceny. Jest tam bez dwóch zdań taniej niż w Wiedniu. Za bilet komunikacji miejskiej płaciliśmy 0,9 euro. Pokój w "izbie" to koszt około 10 euro od osoby za dobę. Na obiad można wybrać się do Ikei, gdzie za solidną porcję jedzenia płaciliśmy około 5 euro. No i kofola nie jest droga, bo 0,70 euro za 1,5 l :)
Jeszcze przed wyjazdem do Czech napiszę coś o swoich rodzinnych stronach Później można spodziewać się postów z Nachodu i innych miejsc w Czechach i nie tylko :) Zdradzę Wam, że chcę odwiedzić polecany przez przyjaciela Budapeszt!
Zdjęcia: Ja i Kevin T.
Komentarze
Prześlij komentarz