Zakochałam się w Wiedniu

W lipcu miałam pierwszy raz okazję pojechać do Wiednia. Razem z siostrami ruszyłyśmy z Katowic, podróż zajęła nam jakieś 8 godzin. Na pierwszy rzut oka jakoś miasto do mnie nie przemówiło. Na szczęście gospodarz naszej wycieczki przygotował wiele, wiele atrakcji, które mieliśmy okazję obejrzeć dnia następnego.
Noc minęła spokojnie. Jeszcze przed noclegiem dowiedziałam się o mieście wiele ciekawych rzeczy. W piątek rano, po śniadaniu wyruszyliśmy na zwiedzenie. Po dotarciu do centrum totalnie i bezwarunkowo się zakochałam. Najpierw oglądaliśmy kościół (zapomniałam jaki), a później udaliśmy się do Muzeum Sissi (Hofburg). Bilet wstępu kosztował nas 12,5 Euro. Dostaliśmy specjalne odbiorniki, przez które można było słuchać o zgromadzonych w budynku eksponatach. Pierwszą część ekspozycji, to ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu, stanowiły zastawy stołowe. Było ich tak wiele, że nie mogłam wyjść z podziwu. Druga część to historia Sissi. Chodziliśmy po pałacu oglądając komnaty. Cały ten przepych był w pewien sposób zachwycający. Niesamowite, że można było żyć w takich warunkach. 
Po krótkiej przerwie obiadowej zawitaliśmy do Biblioteki Narodowej, która zachwycała klimatem. Na środku stała rzeźba, w rogach globusy, a w powietrzu czuło się zapach starych książek. Niesamowite! Odwiedziliśmy też Belweder wraz z przylegającymi do niego ogrodami. Czysta magia!
Po jakimś czasie udaliśmy się do Wesołego Miasteczka (Prater), gdzie zachwycała niezliczona ilość atrakcji. Po namowach Kevina (nasz gospodarz, którego pozdrawiam) udaliśmy się do kina 3 D na film "Lot nad Wiedniem". Myślałam, że czeka nas oglądanie jakiejś planszy z lotu ptaka, jednak doświadczenie okazało się o wiele bardziej mocne. Wyszło na to, że krzyczałam przez całą projekcję (podczas której człowiek stoi i kurczowo trzyma się uchwytów oraz ma wrażenie, że zaraz spadnie). Na trzęsących się nogach poszłam do Domu Strachów. To dopiero było! Sceny rodem z horrorów, piekło, potwory, nietoperze itp. Na dodatek wszystko po niemiecku :p. Zmęczeni, ale bardzo zadowoleni wróciliśmy do domu. Tak skończył się pierwszy dzień w Wiedniu.
Drugiego dnia byłyśmy w przepięknym ogrodzie, zobaczyłyśmy Urząd Miasta, Uniwersytet i wiele, wiele przepięknych budowli po drodze. Po obiedzie cała nasza czwórka udała się do Pałacu Schönbrunn. Minęło dobrych kilkanaście minut zanim przeszliśmy przez ogrody, by dotrzeć do położonej na wzgórzu kawiarni. Piłam tam chyba najdroższą w swoim życiu kawę i spróbowałam pysznego i słodkiego ciasta czekoladowego. 
Wieczorem, już po zachodzie słońca wybraliśmy się znowu do Prater. Siedzieliśmy na ławce, oglądaliśmy rozświetlone karuzele. Było w tym coś niesamowitego, innego. Wcześniej oczywiście skusiliśmy się na kolejny seans, tym razem w kinie 5 D ;)
Po powrocie do domu trzeba było się spakować. Następnego dnia żegnałam Wiedeń ze łzami w oczach (skrzętnie to ukrywając) i silnym postanowieniem, że jeszcze tam wrócę. 












Komentarze