WIEDEŃSKIE WAKACJE

Moją podróż do Wiednia planowałam prawie rok. Po zeszłorocznych wakacjach z siostrami wiedziałam, że chcę pojechać tam jeszcze raz. Na samym początku musiałam dostać się z Mazur na Śląsk. Znalazłam połączenie przez mój ukochany Białystok i wyruszyłam z domu 7 lipca. Dwa dni później byłam już w Wiedniu, który jak zwykle zachwycał i zapierał dech w piersi :) 

Mój niezastąpiony przewodnik i przyjaciel zaplanował całe wakacje co do dnia. Nie pozostało mi nic innego jak przystać na bardzo różnorodny i ciekawy plan :) 
Urlop zaczęliśmy od zmiany mojego wizerunku. W ruch poszły nożyczki i farba do włosów! W niedzielę wyruszyliśmy do Pałacu Schönbrunn, by zobaczyć co kryją jego mury. Rok wcześniej przeszliśmy się po pałacowych ogrodach i okolicy. Wnętrze jest jak najbardziej warte obejrzenia. Największe wrażenie zrobiła na mnie sala balowa, która wygląda spektakularnie. Zamykając oczy można wyobrazić sobie, jak kiedyś wyglądały przyjęcia i poczuć iście królewską atmosferę.

Po krótkiej przerwie zdecydowaliśmy się na wizytę w Muzeum Figur Woskowych, które zlokalizowane jest na Praterze. Oglądanie ekspozycji sprawiło mi wielką frajdę. Można było robić zdjęcia, a dodatkową atrakcją było udostępnienie zwiedzającym różnych rekwizytów. Najbardziej spodobała mi się sala filmowa i muzyczna. Figury robią niesamowite wrażenie. 

 

Po zwiedzeniu można wstąpić do bardzo fajnie zlokalizowanej kawiarni, z której widać większość wesołego miasteczka. Obowiązkowo należy spróbować tradycyjnego ciasta (bardzo słodkie) i wypić kawę.

Sam Prater jest też godny polecania. Byliśmy chyba w każdym domu strachów. Kilka wzbudzało mocne emocje. W najstraszniejszych momentach robione są zdjęcia, które można później kupić. Moje nie nadaje się do publikacji :P

W przeciągu tygodnia zwiedziłam jeszcze Muzeum Historii Naturalnej, w którym znalazłam kilka polskich akcentów np. sól z Wieliczki, Wystawy były bardzo bogate w różnorodne eksponaty. Jednymi z najciekawszych były Wenus z Willendorfu, meteoryty oraz szkielety dinozaurów. Dodatkowo weszliśmy na sam szczyt Katedry świętego Szczepana, z której rozciąga się przepiękna panorama Wiednia. 

Co jeszcze urzekło mnie w Wiedniu? Przede wszystkim uprzejmość mieszkańców. Zawsze serdeczni i uśmiechnięci sprawiali, że czułam się bardzo dobrze. Poza tym można trafić na chóry, czy śpiewaków operowych, którzy dają koncerty np. przy wspomnianym wcześniej Pałacu. Mieliśmy szczęście trafić na próbę przed koncertem w kościele. Dźwięki harfy, skrzypiec, wiolonczeli w przepięknym wnętrzu strasznie mnie wzruszyły. Poza tym ponownie przechadzałam się po Belwederze, spróbowałam kilku lokalnych (i nie tylko) potraw oraz napojów, a przede wszystkim chłonęłam całą sobą piękno i atmosferę Wiednia. Przez cały czas chodziłam z uśmiechem na ustach :) 



Z Wiednia wyjechałam spełniona, szczęśliwa i zadowolona. Zostawiłam tam jakąś cząstkę swojego serca po którą jeszcze wrócę. Każdemu mogę polecić to miasto. A w kolejnym poście napisze trochę o Bratysławie, w której gościliśmy dwa dni :)


Zdjęcia: Ja i K.T 

Komentarze